W ferworze ostatniej pracy udało mi się wyrwać na kilka godzin do Pragi. Akurat byłem u rodziców we Lwówku, więc do stolicy Czech
Znów muszę się tłumaczyć…Ostatnio nie mam zupełnie na nic czasu, niby człowiek ma wakacje, ale non stop gdzieś trzeba jechać, coś trzeba napisać, komuś trzeba pomóc i tak w kółko. Gdzie jest czas na zdjęcia? No właśnie…nie ma, stąd takie braki i powiew nudy na moim prywatnym blogu. Na szczęście chwyciłem chwilę i nadrabiam…ale zacznijmy od początku.
Czwartek zapowiadał się nerwowo. Moja siostra dzień wcześniej dostała się na studia, więc rano razem z rodzicami przyjechała załatwiać formalności. Oczywiście coś było nie tak, jakiś problem w systemie informatycznym, ale na szczęście wszystko się udało. Wieczorem poszedłem do biura podróży informując pana, który siedział po drugiej stronie biurka, że chcę lecieć na wczasy…za trzy dni. Następna minuta mijała jak oczekiwanie na wyrok. Tunezja czy Egipt, Tunezja czy Egipt powtarzałem sobie w głowie. Równie dobrze mógłbym dostać propozycję – Chlamydia czy Syfilis (tu oczywiście przesadzam, bo jakby nie było nic innego siedziałbym w którymś z wymienionych państw pisząc coś podobnego, ale wiadomo – punkt widzenia zależy od punktu siedzenia). Niemałe było moje zdziwienie, kiedy dostałem propozycję – Południowa Portugalia. Nie zastanawiając się długo przyjąłem propozycję i już w niedzielny wieczór lądowałem w Faro. Potem tylko 60 km. autokarem do Carvoeiro i wypoczynek można uznać za rozpoczęty!
W Portugalii byłem ostatnio w zimie i co bardzo mnie cieszy, mój wpis cieszył się dużym powodzeniem :). O Carvoeiro nie mogę napisać zbyt wiele prócz tego, że to niewielka miejscowość na zachód od Faro. Nie jest jakoś bardzo malownicza, ale daleko jej od naszych nadmorskich miejscowości ociekających tandetą i kebabami. To, co zwaliło mnie z nóg to dzikość linii brzegowej. Pomijając główną plażę wybrzeże na prawdę zapiera dech w piersiach. Dotarłem na kilka mniejszych plaży, zatoczek, chodziłem po skałach, a to wszystko bez całych rzeszy turystów. W ogóle to, co mi się tu podoba, to to że jest tu spokojnie, nie słyszę wszędzie polskiego (a raczej zajeb***, ku*** czyli chyba najczęściej używane słowa przez polskich nowobogackich). Z resztą o spokoju tego miejsca więcej powiedzą zdjęcia.
Co do zdjęć to jest to pierwsza część zdjęć z Potugalii. Jestem tu dopiero drugi dzień, w czwartek jadę na Gibraltar, najprawdopodobniej w piątek zwiedzę okolicę z kolejnym przylądkiem na czele, więc możecie spodziewać się więcej fotografii :).
Przy sobie mam standardowy zestaw wycieczkowy, czyli 5dmkII, 17-40/4L, 24-70/2.8L i 70-200/2.8L, natomiast do poniższych zdjęć wybrałem tylko krótkiego i długiego zooma. Jeśli jedziecie w podobne miejsce koniecznie zaopatrzcie się w filtr polaryzacyjny! Przed samym wyjazdem przypomniałem sobie, że mam takowy…ale 49mm do starego kompakta. Szybkie rzucenie okiem na pracę kolegów z Optyczne.pl i już wiedziałem, że kupię Marumi DHG. Co prawda nie zajął on najwyższego miejsca, ale w moich oczach wygrał stosunek jakości do ceny. Jakie są moje pierwsze wrażenia? Nie mam mu nic do zarzucenia. Zazwyczaj pracuję z założoną osłoną przeciwsłoneczną, ale w tym wypadku musiałem z niej zrezygnować. Mimo tego nie zauważyłem flarowania, blikowania czy też utraty kontrastu. Nigdy nie oglądam zdjęć w powiększeniu do kilku tysięcu procent w celu dokładnego przeanalizowania każdego piksela czy na pewno jest tak ostry jak powinien, ale po założeniu filtra utraty ostrości nie zauważyłem. Filtr polaryzacyjny to w ogóle bardzo fajna rzecz. Nie dość że niweluje odbicia z wody czyniąc ją bardziej kolorową to jeszcze ogólnie nasyca kolory, ale w bardziej przyjemny sposób i niż suwak „saturacja”. Zdjęcia, które widzicie poniżej robiłem obiektywem 17-40L, który wprost uwielbiam z przysłoną f/8 i nakręconym filtrem. Dodatkowo niektóre z nich są efektem połączenia kilku pionowych kadrów. Robiłem to wtedy, kiedy 17mm okazywało się za wąskie. Zdjęcia mew to oczywiście 70-200 przy maksymalnym otwarciu przysłony. W ogóle mewy to strasznie dziwne stworzenia…nie dość, że się niczego nie boją, bo można do nich podejść i złapać za ogon to srają na wszystko, co popadnie i drą się w niebogłosy. Płynąc (już bez aparatu) do jednej z grot jedna chyba chciała mnie zaatakować zrzucając „bombę” na szczeście jakieś 20 cm. od mojej głowy.
W kwestii obróbki to nie ma tu niczego wyszukanego. Dzięki filtrowi polaryzacyjnemu ekspozycja między niebem a resztą zdjęcia delikatnie się wyrównywała, ale mimo to zdecydowałem się używać filtra gradacyjnego w celu rozjaśnienia dołu zdjęcia i przyciemnienia nieba. Oczywiście niektóre ze zdjęć są efektem łączenia pionowych kadrów w minipanoramy :). Z reszta jeśli będziecie mieć jakieś pytania, piszcie, postaram się w miarę szybko odpisać! Żeby już nie nudzić, zapraszam do oglądania! Aha, no i pamiętajcie o konkursie z drukarkami do wygrania! Jestem w nim jurorem, więc łatwego życia nie będziecie mieli :P.
W ferworze ostatniej pracy udało mi się wyrwać na kilka godzin do Pragi. Akurat byłem u rodziców we Lwówku, więc do stolicy Czech
Witajcie moi drodzy.
Jak zwykle zacznę od wytłumaczenia się czemu przez tai długi czas nie dałem żadnego wpisu. Ba, ostatni wpis tworzyłem w krótkich