Witam.
Po długiej nieobecności wracam. Ostatnio miałem bardzo mało czasu ze względu na natłok egzaminów, zaliczeń i temu podobnych. Na szczęście w międzyczasie znalazłem
O tej sesji myślałem od bardzo dawna. Jakoś nigdy nie było czasu, to mnie nie było, to Ania była niedostępna. W końcu po dłuższej wymianie maili udało się ustalić datę. Sobota, najlepiej z samego rana – miejsca ustalone, stylizacja wstępnie też, no to jedziemy! Na sesję zabrałem Mateusza Sitka, który kupił w Zarze ciuchy na sesję, kręcił bekstejdż i dzielnie dzierżył blendę. Prócz tego również robił zdjęcia, ale skupmy się na mojej twórczości :). Plan był dość prosty – jedziemy po Anię, potem na jeleniogórski rynek, następnie przez Szklarską Porębę do Świeradowa po drodze zatrzymując się w ciekawych miejscach. W rynku narobiliśmy trochę rabanu, czułem się trochę jak gwiazda rocka, tylko osób się na nas gapiło. Dla Ani to raczej nie nowość, bo chyba przez 10 minut robiła sobie zdjęcia z harcerzami, ale ja czułem się nieco nieswojo.
Ania Piszczałka to w końcu finalistka pierwszej edycji Tap Madl, chodząca po wybiegach Dawida Wolińskiego, Paprockiego&Brzozowskiego, pozująca niejednokrotnie dla Marcina Tyszki czy Izy Grzybowskiej. Tak więc poprzeczka zawieszona była cholernie wysoko, a przed pierwszymi zdjęciami czułem charakterystyczny ucisk w brzuchu. Kompletnie niepotrzebnie! Ania po wyjeździe do „wielkiego świata” nie „zbaraniała” jak miał to w zwyczaju mówić poseł Hofmann. Ma ogromne poczucie humoru, duży dystans do siebie i potrafi dobrze się bawić na sesjach. Prócz tego widać w niej ogromny profesjonalizm. Mnóstwo póz, świetna mimika – czego chcieć więcej? Wydaje mi się, że gdybym zdjęcia robił iPhonem wyglądałyby ciekawie. Po prostu profesjonalizm w każdym calu. Chodzenie w szpilkach po błocie czy śniegu to żaden problem, podobnie jak pozowanie na zimnie tylko w sukience. Szacun!
Pogoda była całkiem niezła, szczególnie na początku sesji w Jeleniej Górze, bo mimo zachmurzenia, gdzieniegdzie udawało złapać się promyk słońca. Miałem ochotę trochę pobłyskać, miałem ze sobą Quantuum’a R+600 Dual Power z beauty dish’em ale jakoś wolałem ograć to światłem zastanym w połączeniu z blendą. Dzięki temu nie musiałem przymykać przysłony do wartości f/11 rujnując tym samym ładną głębię ostrości uzyskiwaną przy przysłonach poniżej f/2.8. Całą sesję zrobiłem obiektywem 85/1.8 i wiecie co? To po prostu świetne szkło! Cieszę się, że nie kupiłem f/1.2L. I tak przysłonę przymykałem do f/2-2.2 przy portretach i f/3.5 przy dynamicznych zdjęciach całej postaci. Nie chodzi tu o ostrość przy f/1.8, bo obiektyw jest wystarczająco ostry, ale o wychodzenie z głębi ostrości. Używając f/1.2 przy tak dynamicznej modelce najprawdopodobniej ostrość byłaby za lub przed oczami, szczególnie przy kiepskim układzie AF w 5D mark II, gdzie wszystkie punkty są zbyt blisko środka. W każdym bądź razie przy f/2.2 większość zdjeć jest ostra tak, jak trzeba :).
Tak, jak wspomniałem wcześniej – błyskania było mało, za to sporo srebrnej i białej blendy. Srebrnej używałem do szerszych kadrów, biała wyrównywała cienie przy bliższych zdjęciach.
W kwestii obróbki, nie ma jej zbyt dużo. Z resztą zobaczycie to na bekstejdżowym filmiku :). To tylko delikatna korekcja skóry i jej wygładzenie, przyciemnienie brwi i policzków, rozjaśnienie oczu i zwiększenie kontrastu poprzez warstwę czarno-biały w trybie mieszania łagodne światło.
Godzina 21.00 – odnieśliśmy lampy do studio – potem padłem…
Efekty oceńcie sami! Aha, koniecznie przygaście monitory, żebyście mi nie pisali, że poprzepalane :)!
Witam.
Po długiej nieobecności wracam. Ostatnio miałem bardzo mało czasu ze względu na natłok egzaminów, zaliczeń i temu podobnych. Na szczęście w międzyczasie znalazłem
Sierpień to chyba najbardziej pracowity miesiąc wszystkich fotografów. Wszystko przez „R” w nazwie miesiąca, i nagle życie fotografa zmienia się o 180 stopni.