Witajcie! Jak informowałem na Facebooku, przygotowałem wpis z ostatniego wyjazdu do Tajlandii. Ten wpis właściwie powinien pojawić się już rok temu, ale zaplanowany
Znowu dawno mnie tu nie było! Ale jestem, z nowym wpisem oczywiście :). Tym razem wrzucam kilka zdjęć z sesji z Anią Piszczałką, które realizowałem na przełomie maja i czerwca, więc już dłuższy czas temu. Niestety ostatnio bardzo ciężko mnie złapać, bo albo jestem zagranicą, albo na zleceniach w Warszawie. Na szczęście jednak znalazłem trochę czasu na opis tej sesji :). Zdjęcia, które robiliśmy miały być prezentem dla mamy Ani z okazji jej urodzin. Tak więc część zdjęć to ich wspólne zdjęcia, ale nie mogłem przepuścić okazji, żeby sfotografować samą Anię!
Organizacją wszystkiego zajęła się Ania – ja akurat byłem w wirze pracy, więc zarówno załatwienie miejsca, stylizacji i makijażu to zasługa Ani. Zdjęcia realizowaliśmy we wnętrzach Pałacu Brunów, który położony jest w sąsiedztwie mojego rodzinnego Lwówka Sląskiego. Do dyspozycji mieliśmy przestronny pokój z oranżerią. Muszę przyznać, że nie spodziewałem się tak wyszukanych wnętrz, które łączą klasyczny wystrój z nowoczesnością. Również całe obejście pałacu robi niemałe wrażenie, szczególnie że teren jest naprawdę duży i bardzo zadbany.
Niestety pogoda nieco pokrzyżowała nam plany, bo co chwile wychodziło bardzo ostre słońce, z którym można było walczyć tylko przy pomocy dużych paneli dyfuzyjnych. Za chwilę słońce chowało się za chmurami, z których padał deszcz. Myślę, że ostatnie, czarno-białe zdjęcie dobrze pokazuje sytuację.
Na sesji nie miałem ze sobą całej artylerii sprzętu – aparat, trzy obiektywy i dwie lampy z wyzwalaczami i softboxem, a konkretnie: Canon 5D mark III, Sigmę 35/1.4, Canona 85/1.2L i 17-40/4L , lampy Canon 580EXII, Phottix Mitros+ i zestaw wyzwalaczy Phottix Odin. O ile przy błyskaniu w studiu jestem zdecydowanym zwolennikiem lamp studyjnych, to przy tego typu sesjach, rozwiązania reporterskie naprawdę zdają egzamin. Oczywiście możliwości modyfikacji są mniejsze, a lampy dość szybko się rozładowują, ale za to mieszczą się w jednej torbie z aparatem i obiektywami. Do tego dzięki wyzwalaczom Odin mam pełną kontrolę nad lampami z poziomu nadajnika, o czym pisałem już w poprzednich wpisach. Jeszcze do niedawna myślałem, że każdorazowe podejście do lampy, aby zmienić moc wcale nie jest takie uciążliwe. Może i nie jest, ale jak wiadomo – lepsze jest wrogiem dobrego, więc sterując wszystkim bez konieczności podchodzenia do lampy oszczędza się dużo czasu i jest to po prostu wygodniejsze. Do podobnych wniosków doszedłem testując ostatnio wyzwalacze Quantuum Navigator przy lampach Move, o czym napiszę wkrótce.
W sesji wykorzystałem jednak głównie jednak krótszy obiektyw. 85 mm to świetne szkło, ale we wnętrzach okazało się zbyt wąskie, a na zewnątrz aura płatała figle. Idealnym rozwiązaniem byłoby 50 mm, ale nowe 50/1.4 mm Sigmy mam dopiero w planach. Poza tym ogniskowa 35 mm naprawdę mi pasuje. Owszem – nieco przerysowuje, ale jeśli nie chcemy robić bardzo bliskich portretów, wszystko powinno być ok. 85 mm bardzo lubię, ale głównie w studio przy fotografii beauty lub przy planie amerykańskim. Tu nie chciałem pozbywać się wystroju wnętrz ze zdjęć, więc używałem głównie krótszego obiektywu. Poza tym bardzo lubię rozmycie jakie możemy uzyskać używając dużych otworów przysłony przy tak krótkiej ogniskowej. Do ostatniego zdjęcia użyłem dodatkowo obiektywu 17-40/4L. Lubię go przy fotografii architektury i krajobrazu, ale w tym wypadku również dobrze się sprawdził wydłużając optycznie niezbyt duży samochód, oraz umożliwił mi pokazanie ciemnego nieba, z którego z resztą zaraz potem lunął ogromny deszcz.
Wiele osób pytało mnie w ostatnim czasie czy mając lampę reporterską i wyzwalacze TTL z obsługą HSS, możliwe jest wygaszenie słońca. Odpowiedź brzmi – nie. Jeśli modelka stoi w nasłonecznionym miejscu musimy użyć przynajmniej dwóch gołych lamp, żeby móc przyciemnić tło o około 1 EV. Aby wygasić ekspozycję tła w słoneczny dzień możemy zrobić to na dwa sposoby:
– użyć bardzo mocnej lampy studyjnej o energii błysku nie mniejszej niż 800 Ws, pod warunkiem że nie nałożymy na nią wielkiej okty, która pochłonie całe mnóstwo światła. Najlepiej jednak rozejrzeć się za lampą o energii błysku większej niż 1000 Ws
– użyć lamp reporterskich z wyzwalaczami TTL z obsługą HSS, ale wtedy takich lamp musimy mieć przynajmniej 4
Wszystkie inne rozwiązania oczywiście sprawdzą się, ale nie będziemy mogli wygasić ekspozycji tła, chyba że tłem będą zacienione miejsca. Wtedy wystarczy lampa 300 Ws lub nawet jedna systemowa z TTL/HSS. Wszystko oczywiście zależy od sytuacji. Warto eksperymentować. Moim zdaniem na sesje gdzie nie mamy wsparcia asystenta, zdecydowanie lepszym pomysłem jest wykorzystanie lamp systemowych.
Jeśli chodzi o obróbkę, nie ma tu żadnych cudów. Oczywiście zacząłem od czyszczenia skóry metodą frequency split. To moim zdaniem najlepsza metoda, która daje najbardziej przewidywalne rezultaty. Następnie użyłem narzędzie Dodge&Burn do zaznaczenia lokalnych kontrastów szczególnie na twarzy i ciele modelki. Kolejne kroki to już tylko nadanie kontrastu i odpowiedniego koloru. Coraz częściej korzystam z narzędzia koloru selektywnego, a w szczególności użycia go na kolorach białym, czarnym i neutralnym. Narzędzie w pierwszym momencie nie jest zbyt łatwe do opanowania, ale wystarczy godzina, żeby poznać z grubsza zasady jego działania. To na dzisiaj tyle, ale w najbliższym czasie spodziewajcie się więcej wpisów! Na dysku już czekają obrobione zdjęcia z Portugalii, pół obrobionej sesji beauty, a nieco bardziej egzotyczny reportaż właśnie się tworzy! Stay tuned!
Witajcie! Jak informowałem na Facebooku, przygotowałem wpis z ostatniego wyjazdu do Tajlandii. Ten wpis właściwie powinien pojawić się już rok temu, ale zaplanowany
Dawno nic nie wrzucałem na bloga. Niestety sesja na uczelni mocno dała w kość, męczarnia ze statystyką matematyczną, nauka na inne przedmioty itd.