Wreszcie był urlop! Po ciężkich miesiącach, wielu różnych zleceniach udało mi się wyrwać ze szpon pracy i poleciałem na Maderę. Długo zastanawiałem się
Nie wiem czy widzicie, ale na moim blogu wreszcie się dzieje! I oby tak dalej, mam nadzieję że dobra passa mnie nie opuści. Mimo kilku projektów, które obecnie prowadzę znajduję czas na własne sesje, i mimo że nie są nazbyt wymyślne to sprawiają mi niemałą przyjemność.
Zdjęcia z dzisiejszego wpisu nie są wynikiem indywidualnej sesji zdjęciowej, a efektem warsztatów. Nie jestem zwolennikiem wrzucania zdjęć z warsztatów na blogi jako własną twórczość, bo zazwyczaj to prowadzący ustawia większość rzeczy, ale że prowadzącym byłem ja, traktuję je jako własne :).
Wraz ze sklepem notopstryk.pl pod patronatem m.in. firm Phottix, Carl Zeiss, Olympus i Eizo przygotowaliśmy warsztaty fotografii portretowej z wykorzystaniem lamp błyskowych, które przenoszą TTL i HSS. Muszę przyznać, że jeszcze do niedawna nie byłem przekonany do tego rozwiązania, szczególnie będąc w posiadaniu plenerowej lampy Quantuum R+600 Dual Power. Pierwsze testy z wykorzystaniem przeniesienia automatyki TTL zrobiłem kilka miesięcy temu i byłem bardzo pozytywnie zaskoczony efektami. Dlaczego uważam, że w wielu sytuacjach lampy systemowe będą w plenerze lepszym pomysłem niż duże, studyjne?
Osobiście lubię wykorzystywać duże otwory przysłony rzędu f/1.4 – f/2.8, co przy fotografii portretowej zapewnia małą głębię ostrości. W przypadku lamp studyjnych pojawia się problem, bo ogranicza nas czas synchronizacji, najczęściej okolice 1/200 s. Z kolei aby w słoneczny dzień uzyskać taki czas, trzeba przymknąć przysłonę do wartości f/8-16, co skutecznie zabija małą głębię ostrości. Oczywiście można użyć również filtrów ND, co z kolei przekłada się na gorsze działanie AF i ciemnicę w wizjerze.
Lampy systemowe mają jeszcze jeden, wielki plus nad lampą studyjną. Przede wszystkim biorąc ze sobą aparat z obiektywem i dwie lampy, jestem w stanie zapakować się w niewielką torbę fotograficzną. Do tego na drugie ramię biorę pokrowiec ze statywem, uchwytem i małym softboxem, co czyni taki zestaw niesamowicie mobilnym. Kolejny plus? Mocą lamp sterujemy z poziomu aparatu lub sterownika wyzwalacza radiowego.
A minusy? Do pracy w słoneczny dzień, kiedy chcemy skorzystać z jakiegoś modyfikatora, potrzebujemy przynajmniej dwóch lamp, a dwie lampy kosztują odpowiednio więcej. W każdym razie właśnie z dwóch lamp korzystałem podczas tej sesji – był to zestaw Canon 580EXII i Phottix Mitros+ – całość wyzwalana wyzwalaczem Odin, a modyfikatorem była okta 120 cm, ale bez dyfuzora, aby światło było twardsze.
Nie na wszystkich zdjęciach jednak błyskałem. Prowadząc warsztaty dla przeszło 40 osób nie ma zbyt dużo czasu na samodzielne robienie zdjęć. Nie mogłem jednak przegapić takiej okazji i kilkukrotnie wcinałem się uczestnikom zabierając wyzwalacz. Poza tym podczas tego dnia miałem do dyspozycji dwa obiektywy, które cieszą się jedną z największych dawek emejzingu wśród szkieł Canona. Obydwa ze światłem f/1.2, czyli 50/1.2L i 85/1.2L. Podczas warsztatów usłyszałem bardzo trafną uwagę – te obiektywy nie rysują – one malują. Ciężko się z tym nie zgodzić – oddanie kolorów, rozmycie i szeroko rozumiana plastyka obrazu jest naprawdę emejzing. Ale czy są to obiektywy idealne? Zdecydowanie nie – przy f/1.2 daleko im do żylety – obydwa są dosyć miękkie, a cropy 100% nie zachwycają. Jednak to zdecydowanie nie obiektywy, które mają być laboratoryjnie idealne – sprawiają bardzo dużą przyjemność fotografowania, szczególnie kiedy używamy ich z szybkim korpusem – ja pracowałem na Canonie 5D mark III. Jeśli zapiąłbym je na mark II, pewnie rzucałbym przekleństwami na prawo i lewo i nie wiem czy ten wpis w ogóle by powstał, bo jednak układ AF poprzedniej „piątki” jest delikatnie mówiąc ospały. Jak już mogłem użyć tych ekstremalnie jasnych obiektywów, ostatnią rzeczą, o której pomyślałem było ich przymknięcie, nawet o symboliczne 0.3EV – skoro płaci się za f/1.2 to trzeba z niego korzystać.
Warsztaty odbywały się pod Wrocławiem w Kiełczowie, w Sielskiej Zagrodzie. Nie wiedziałem, że tak blisko jest takie fajne miejsce, szczególnie dla osób z dziećmi. Dużo zieleni, staw, miejsce na ognisko, restauracja. Czego chcieć więcej? Do zdjęć pozowała Klaudia, młoda modelka, która dobrze wpisała się w klimat całego miejsca.
A obróbka? Jak zwykle nie za dużo, ale oczywiście była. Zacząłem od wyczyszczenia cery metodą frequency split. Dzięki tej metodzie jestem w stanie bardzo szybko pozbyć się wszystkim niedoskonałości nie niszcząc faktury skóry. Polecam! Do tego klasyczne i delikatne D&B na neutralnej warstwie, a następnie delikatna manipulacja kolorami. Zarys powstał we wtyczce Analog Efex 2. Co prawda nie przepadam za tą wtyczką, bo większość presetów mocno degraduje zdjęcia, ale po odpowiednim zmodyfikowaniu znalazłem to, czego potrzebowałem. Następnie delikatna manipulacja w kolorze selektywnym, szczególnie pod kątem kolorystyki skóry, zwiększenie kontrastu i koniec.
Mam nadzieję, że ten skromny set przypadnie Wam do gustu, a już niebawem – większa, bardziej autorska sesja. Bądźcie czujni!
fot&post. Jakub Kaźmierczyk
wiz. Dominika
mod. Klaudia/SPP
BTS. Sebastian Górecki/Internedio
Wreszcie był urlop! Po ciężkich miesiącach, wielu różnych zleceniach udało mi się wyrwać ze szpon pracy i poleciałem na Maderę. Długo zastanawiałem się
Nadrabiam zaległości! I mam nadzieję, że tak zostanie :). Ostatnio mam wreszcie więcej czasu na zdjęcia, a nie robienie tylko zdjęć Color Checkera