Witajcie moi drodzy.
Jak zwykle zacznę od wytłumaczenia się czemu przez tai długi czas nie dałem żadnego wpisu. Ba, ostatni wpis tworzyłem w krótkich
Dawno na moim blogu nie było żadnej sesji z modelką w roli głównej, więc wypada nadrobić zaległości :). Sesję udało mi się zrobić chyba w najlepszym możliwym momencie, bo dzień później pogoda się zepsuła i o fajnym świetle w plenerze mógłbym tylko pomarzyć. Zacznijmy jednak od początku…
Zdjęcia chodziły za mną już od dłuższego czasu, ale jak zwykle nie było na nic czasu, dobrze jednak, że są takie motywatory jak zlecenia – tu było dość nietypowe, bo dostałem zadanie zrobienia sesji obiektywem kitowym (18-55 przypięty do Samsunga NX-30). Tak więc sesja wyglądała nieco dziwnie, bo większość ujęć powtarzałem – raz Canonem, raz Samsungiem. zezszę przyznać, że jestem całkiem zadowolony z kadrów z Samsunga i gdybym nie miał pod ręką pełnej klatki z jasnymi stałkami, kitowy obiektyw z powodzeniem dałby radę. Tak więc motywacja była, bo czas naglił i bardzo dobrze!
Zosię poznałem jakiś czas temu podczas warsztatów, jakie prowadziłem dla szkoły Pro:Academy z fotografowania makijaży, dlatego podczas ostatnich zajęć dogadałem się z Zosią i Dominiką – wizażystką, która jest autorką tego makijażu. Doszliśmy do wniosku, że makijaż nie będzie bardzo mocny, ale zaakcentujemy usta – moim zdaniem to był strzał w dziesiątkę, bo zgrywał się z bardzo prostą, czarną stylizacją. Z resztą kiedy Dominika maluje, mam wrażenie, że pędzel zamienia się w czarodziejską różdżkę.
Kiedy jechałem do Pro:Academy niebo było zachmurzone, więc byłem przygotowany na ciemniejsze, stonowane zdjęcia. Jednak kiedy jechaliśmy na miejsce, zza chmur wyszło słońce i mieliśmy jakąś godzinę na zrobienie zdjęć w plenerze. Miejscem zdjęć był kampus UWr – nowy zespół budynków nad Odrą w połączeniu z twardym światłem zachodzącego słońca dobrze zgrał mi się w jedną całość. Zosia, mimo że nie miała zbyt dużego doświadczenia w modelingu, jak najbardziej dała radę! W związku z tym, że zdjęcia robiłem pod światło, musiałem wspomagać się blendą, bo kontrasty między tłem, a twarzą były zabójcze. Nie miałem do pomocy żadnego asystenta, więc sam radziłem sobie z trzymaniem aparatu jedną ręką, a drugą operowałem blendą. Zależało mi tylko na delikatnym doświetleniu, a nie maksymalnym złapaniu światła, więc nie było to bardzo problematyczne. Kiedy bezpośrednio na blendę pada światło, srebrna płaszczyzna potrafi je odbić naprawdę daleko, nawet jeśli blenda jest mała. Moja miała 60×90 i w zupełności wystarczyła, szczególnie że nie fotografowaliśmy całej sylwetki.
Kiedy wykorzystaliśmy już całe słońce, które po godzinie schowało się za Muzeum Narodowym, pojechaliśmy do studia. Miałem ochotę na klasyczne portrety, choć w nieco ciemniejszej tonacji niż zazwyczaj, dlatego zdecydowałem się na bardziej minimalistyczne oświetlenie. Użyłem tylko dwóch lamp – Quantuum R+600 DP, na którą nałożyłem oktę w rozmiarze 120 cm z gridem i Quantuum R+300 ze snootem, również z gridem. Lampa główna ustawiona była około 2 metry od modelki, a cienie delikatnie wypełniłem srebrną blendą od dołu. Zosię posadziłem jakieś 2 metry od tła, żeby światło z głównej lampy jak najmniej oświetlało tło – stąd również grid na okcie. Druga lampa ustawiona była bezpośrednio za Zosią i oświetlała tło, dzięki czemu uzyskałem efekt naturalnej winiety na tle. Nie bawiłem się w żadne kontry – nie pasowało mi to do tej sesji. Chciałem pracować na maksymalnie niskich przysłonach, więc obydwie lampy pracowały na minimum mocy.
Chciałem jeszcze nieco przełamać całą sesję nieco mniej „ładnymi” zdjęciami, dlatego do ostatnich zdjęć użyłem twardego światła ze standardowej czaszy, krótkiej ogniskowej i białej ściany. Wiele osób nie lubi tego typu zdjęć, ale mi przypadły do gustu. Z resztą Zosia powiedziała, że ma ze sobą żel do włosów typu wet look, co dobrze zagrało właśnie z tym oświetleniem. Robienie tego typu zdjęć bez lampy systemowej i odpowiedniego bracketu jest dość karkołomne, bo żeby osiągnąć krótki cień pod brodą, trzeba wejść pod czaszę lampy i fotografować tak, aby odległość między palnikiem, a osią obiektywu była jak najmniejsza. Nie jest to wygodne, ale jak ma się trochę wprawy – może wyjść :).
Jeśli chodzi o sprzęt, jakiego użyłem – tym razem był to wysłużony Canon 5D Mark II z dwoma obiektywami. W plenerze użyłem tylko Sigmy 35/1.4 Art. Nie wiem co to szkło w sobie ma, ale po prostu je ubóstwiam. Ma piękny bokeh, jest piekielnie ostre i jego ogniskowa bardzo mi pasuje. Od dłuższego czasu po prostu lubię krótsze obiektywy. Następna w planach jest 50/1.4 – również od Sigmy, ale koniecznie serii Art. W studiu przy portretach korzystałem z 85/1.8 i 85/1.4 przypiętej do Samsunga. Nie wiedziałem, że ta 85-tka Samsunga jest taka duża i ciężka. Dawno nie fotografowałem tak długą ogniskową (w przeliczeniu na FF) i do ciasnych portretów rzeczywiście nadaje się świetnie. Niemniej jednak 85mm na pełnej klatce też daje radę! Do zdjęć z twardym światłem znów wykorzystałem Sigmę – tu jednak przymknąłem ją do f/5.6, dzięki czemu robiąc zdjęcia po omacku miałem większą pewność, że wszystko będzie ostre, poza tym ciężko silić się na piękne rozmycie tła, kiedy modelka stoi pod samą ścianą.
Ostatnio mam również dużo pytań o sprzęt, na którym obrabiam zdjęcia i o samą obróbkę. Zacznę od tego pierwszego. Od ponad roku pracuję na 27″ iMacu z procesorem i5 3,2 ghz i 16GB RAM i dyskiem HDD. Fajnie byłoby mieć SSD, ale o wymianie będę myślał w przyszłości. Poza tym podczas samej obróbki, dysk nie ma aż tak dużego znaczenia. Do całego zestawu dopięty jest Eizo 2333 – co prawda nie jest przeznaczony do fotografii, ale do moich zastosowań wystarcza. Jeśli robię zdjęcia na zlecenie, rzadko kiedy to ja je obrabiam. Podczas pracy na Eizo wyświetlam Lightrooma, z którego odpalam zdjęcia, aby otwierały się w Photoshopie. Do tego dołączony jest tablet graficzny – Wacom Cintiq 13 HD. Praca z nim to bajka! Kiedy na nim pracuję, obrabiane zdjęcie otwieram w nowym oknie, które przerzucam na duży monitor, a obróbką zajmuję się na mniejszym ekranie. Czasem robię nieco karkołomną konfigurację – Wacom wyświetla np. youtuba, ale jego mapowanie jest tak ustawione, że kursor porusza się po dużym monitorze, więc Cintiq de facto pełni rolę Intuosa. Wszystko zależy od zdjęć.
Jeśli chodzi o obróbkę – przygotowałem dla Was film, który jest skrótem wszystkich operacji, jakie stosowałem na tych zdjęciach. Oczywiście zaczynamy od retuszu skóry metodą frequency split, następnie retusz oczu, narzędzie D&B, kolorowanie i tyle :). Nie będę się rozpisywał, bo na pewno wypatrzycie waszym wprawnym wzrokiem co tam nawyczyniałem. A już niebawem, kolejne zdjęcia z dalekiego świata – bądźcie czujni!
Witajcie moi drodzy.
Jak zwykle zacznę od wytłumaczenia się czemu przez tai długi czas nie dałem żadnego wpisu. Ba, ostatni wpis tworzyłem w krótkich
Cześć! Lato w pełni, a na blogu jak zwykle pustawo ;). Nie oznacza to jednak, że nic się u mnie nie dzieje, bo