Dawno na moim blogu nie było żadnej sesji z modelką w roli głównej, więc wypada nadrobić zaległości :). Sesję udało mi się zrobić
Patrycję poznałem ponad rok temu. Zaprosiłem ją na pierwsze warsztaty organizowane w moim studio, potem współpracowaliśmy przy jeszcze dwóch warsztatach, ale nigdy nie było nam dane zrobić wspólnej sesji. Mimo, że to ja dzwoniłem do Patrycji, moje robienie zdjęć ograniczało się do testowania poprawności wyzwalania lamp i mimo, że pod moim okiem powstawały całkiem niezłe zdjęcia, to żadnego z nich nie byłem autorem od A do Z. Na szczęście wreszcie udało nam się umówić na wspólną sesję.
Za wizaż odpowiadała oczywiście Dominika, która malowała na większości sesji, które robiłem. Największym plusem profesjonalnej wizażystki jest to, że nie muszę siedzieć w Photoshopie i poprawiać czy to krzywych kresek, czy usuwać obsypującego się cienia. Poza tym pracując z kimś któryś raz z kolei, nie musimy sobie nic tłumaczyć.
Planując sesję bardzo zależało mi na kilku zdjęciach w plenerze i mimo obrzydliwej pogody, deszczu i zimna pojechaliśmy na jakieś pół godziny w okolice wrocławskiego stadionu, gdzie robiłem ostatnią sesję. Co prawda wolałbym inne miejsce, aby nie powielać go na każdej sesji, ale zadaszenie wygrało. Zdjęcia nie są zbyt zróżnicowane, ale to przez fakt brzydkiej pogody, a planowaliśmy jeszcze zdjęcia w studio i nie chcieliśmy, żeby modelka zmokła i zmarzła. Zdjęcia w plenerze w większości przekonwertowałem do czerni i bieli. Pogoda była bardzo bura, więc poza jednym zdjęciem, fotografie zdecydowanie lepiej wyglądały bez koloru. Potem pojechaliśmy do studia, gdzie zmieniliśmy stylizacje na mniej mroczne, ale bardzo proste i dobrze prezentujące się w kolorze, mimo że same były raczej mocno monochromatyczne. Uzupełniliśmy je dodatkowo złotymi, wyraźnymi dodatkami, żeby nieco przełamać ten brak kolorów.
Jeśli chodzi o sprzęt – używałem dwóch aparatów i 5 obiektywów ;). Chciałem sprawdzić jak bezlusterkowiec poradzi sobie z tego typu zdjęciami. Na warsztat trafił Olympus E-P5 z obiektywami 25/1.8 i 45/1.8. Prócz tego zdjęcia robiłem Canonem 5D mark III z obiektywami 35/1.4, 50/1.8 i 24-70/2.8. Muszę przyznać, że jestem pod niemałym wrażeniem pracy Olympusa, który przede wszystkim świetnie mierzy ostrość, a dołączone obiektywy są piekielnie ostre. Owszem – nie osiągniemy z nich tak płytkiej głębi ostrości jak w przypadku wspomnianego Canona, ale jeśli nie to jest naszym priorytetem, to świetny wybór. Jedyne, czego nie lubię w systemie m4/3 to proporcje boków – zdecydowanie bardziej pasują mi 3:2, więc wszystkie zdjęcia konsekwentnie docinam. W studiu, znakomitą większość zdjęć zrobiłem wspomnianym bezlusterkowcem, głównie z powodu ustawienia światła, które przysłaniałem całym ciałem fotografując lustrzanką. Dzięki odchylanemu wyświetlaczowi w Olympusie, nie rzucałem cienia na Patrycję.
Jeśli jesteśmy już przy oświetleniu… użyłem najprostszego możliwego rozwiązania. Już kiedyś planowałem zrobić podobne zdjęcia, ale efekty nie były zadowalające. Ostatnio będąc w Łodzi, rozmawiałem z Patrykiem Choińskim i polecił mocne odsunięcie lampy od tła i to rzeczywiście zadziałało! Jedynym źródłem światła na zdjęciach studyjnych jest lampa Quantuum R+300 ze standardową czaszą 18cm odsunięta od tła o około 5 metrów. W związku z brakiem jakikolwiek barier między palnikiem a modelką, pracowała na 1/8 mocy przy parametrach ISO 200, f/5. Podoba mi się to światło, bo z jednej strony jest bardzo ostre, ale z drugiej mocno konturujące, dość plastyczne i rzadko spotykane. Zdecydowanie pasowało to do prostych stylizacji i białego tła. Robiąc zdjęcia z takim światłem należy pamiętać, żeby lampa znajdowała się w miarę blisko osi aparatu, aby rzucany przez nią cień nie był zbyt daleko od modelki. Trzeba również uważać, aby nie rzucać cienia na modelkę, o czym wcześniej wspomniałem. Polecam wypróbowanie właśnie takiego oświetlenia – ja je od razu polubiłem. Poza tym można je uzyskać w najprostszy możliwy sposób.
W plenerze też błysnąłem – na zdjęciu gdzie Patrycja robi kroko-skok. Nie brałem ze sobą w plener dużej i średnio wygodnej lampy Quantuum R+600 DP, a skorzystałem z systemowej 580EXII z wyzwalaczmi Phottix Odin. Mimo, że mam je od dłuższego czasu, nie korzystałem z ich uroków, a konkretnie przenoszenia TTL’a i HSS. Jak się okazało – wszystko działa bajecznie prosto, a ja zdecydowanie nie lubię kombinacji. Wystarczy ustawić żądane funkcje, skrócić czas i już Patrycja mogła skakać, a ja korzystałem z czasu 1/800s bez żadnego „ale”. Muszę przyznać, że pierwsze podejścia do Phottixa jakieś 4 lata temu nie były zbyt udane, ale to, jaki postęp zrobiła ta firma zasługuje na brawa. Niegdyś rozlatująca się chińszczyzna, dziś świetnie wykonane solidne i niezawodne produkty. Oby tak dalej!
Obróbka to raczej standard przy tego typu zdjęciach. W plenerze kluczową rolę odegrała konwersja do czerni i bieli, którą wykonałem przy pomocy właściwej warstwy dopasowania, do tego delikatna modyfikacja krzywych i zaszumienie w Color Efexie. O korekcie skóry i delikatnym dodge&burn nawet nie wspominam. Ogólnie obróbka nie miała być zbyt mocna – bardziej naturalna i nieco „brudna”.
Z kolei na zdjęciach studyjnych Photoshopa jest nieco więcej, ale nadal nie nazwałbym tego bardzo zaawansowanym retuszem. Poza korektą skóry i d&b, wyczyściłem tło, zwiększyłem kontrast poprzez warstwę czarno-biały i użyłem bardzo delikatnego cross processingu w metodzie L02, która dodała troszkę fioletu na rzecz żółci.
Zapraszam do komentowania 🙂
fot & post / Jakub Kaźmierczyk
mod / Patrycja Lisikiewicz
wiz / Dominika Szymik
Dawno na moim blogu nie było żadnej sesji z modelką w roli głównej, więc wypada nadrobić zaległości :). Sesję udało mi się zrobić
Tytułowe słowa najbardziej zapadły mi w pamięci z mojego ostatniego wyjazdu do Dubaju, bo tak nazywa się przystanek metra, na którym wysiadałem najczęściej.