Wiem, wiem i przepraszam. Dostawałem od Was mnóstwo maili, wiadomości na GG i komentarzy z pytaniami kiedy pojawi się coś nowego. Ostatni okres
Dzień jak co dzień, trzeba było wstać, włączyć komputer, zrobić kawę i sprawdzić maila. Nagle telefon – „Kuba, chcesz lecieć do Szanghaju?”. W pierwszym momencie pomyślałem, że to żart i już zaczynałem szukać Szanghaju na mapie Polski gdzieś w okolicach Wenecji w kujawsko – pomorskiem. Ale nie, chodzi o ten prawdziwy, w Chinach, 8 tysięcy kilometrów od domu. Po pozbieraniu szczęki z podłogi od razu się zgodziłem i zabrałem się za załatwianie formalności. Wiecie, że żeby wylecieć do Chin trzeba sporządzić listę sprzętów elektronicznych wraz z numerami seryjnymi? Potem jeszcze przeboje w wizą, ale w końcu nadszedł ten dzień – lecimy!
Droga była długa, o 14 wsiadłem w samolot we Wrocławiu, który leciał do Warszawy, po kilku godzinach odleciałem z Warszawy do Frankfurtu i stamtąd do Szanghaju. Byłem tam z grupą dziennikarzy między innymi z WP, Onet, Gazeta.pl czy Interii. Najlepsze jest to, że zapodziałem się gdzieś w dokumentach lufthansy i według nich w ogóle nie wyleciałem z Frankfurtu i nie ma mnie w Szanghaju. Na szczęście wszystko poszło zgodnie z planem, potem transport do hotelu, koktajl i…wizyta w Pizza Hut. Mówcie co chcecie, ale mnie Chińskie jedzenie w Chinach nie przekonuje, a już na pewno nie sposób podania. Kelnerzy co chwilę podchodzą z mikroskopijnymi talerzykami, na których jest jeszcze mniejsza przekąska. Bierzesz gryza i czekasz kilka minut na kolejny mikroskopijny talerzyk. Do tego smak potraw po prostu nie trafia w mój gust. Wolę iść do Chińskiej restauracji w Polsce. Więc po kolacji poszliśmy najeść się do Pizza Hut, w której pizza pepperoni smakuje rzeczywiście podobnie do tej w Polsce. Wiadomo, że ser pochodzi z innych krów, a mąka z innych zbóż, ale smak jest uderzająco podobny.
Sam Szanghaj zrobił na mnie ogromne wrażenie i już widzę w komentarzach „budynki się walą”, ale jak mają się nie walić, skoro mają po 400 metrów wysokości. We Wrocławiu jest jeden wieżowiec, Sky Tower, który zawsze robił na mnie wrażenie, ale wychodząc z hotelu, niemal wszystkie budynki mają powyżej 200 metrów, wiele powyżej 300. Jest również Shanghai World Financial Center, który góruje nad miastem mierząc 492 metry. Wrażenie jest po prostu niesamowite, zapiera dech w piersiach i jakoś nie mogłem uwierzyć, że jestem tak daleko od domu, w tak niesamowitym miejscu.
Na zwiedzanie nie miałem zbyt dużo czasu. Codziennie rano trzeba było się zwlec z ogromnego łóżka w jeszcze większym pokoju hotelowym, zjeść śniadanie i jechać na konferencję. Relację z samej konferencji możecie przeczytać na łamach fotoblogii :), dlatego nie będę jeszcze raz opisywał tego, co zaprezentowało HP. Z centrum Expo wracaliśmy około 17 do hotelu, ale po dwóch godzinach znów wsiadaliśmy w autobus i jechaliśmy na bankiety. Tak więc centrum dzielnicy Pudong zwiedziłem jedynie dość późnym wieczorem, ale właśnie wtedy Szanghaj robi największe wrażenie. Jedynie ostatni dzień pobytu był w miarę luźny, bo wtedy ludzie z całego świata wracali do domów, a samochód na lotnisko mieliśmy dopiero o 20.40, więc całą grupą udaliśmy się do centrum handlowego, gdzie sprzedawano głównie perły, ale oczywiście nie obeszło się bez podróbek ray-ban’ów, słuchawek Beats czy koszulek Kalwim Klein ;).
Mimo, że to Chiny są uważane za centum podróbek, to w Turcji jest ich znacznie więcej. Niestety nie udało mi się kupić iPhone 5 ani „The newest iPad”. Bardzo zdziwiły mnie również ceny w Szanghaju. Elektronikę można kupić za podobne pieniądze jak w Polsce, natomiast np. małe piwo w barze kosztuje około 18 zł, ale już półlitrowa coca cola w sklepie typu „żabka” już tylko około 1.2 zł.
Z jednej strony słyszymy o strasznej biedzie w Chinach, gdzie pracownicy Foxconu popełniają samobójstwa składając iPhone’y, z drugiej, właśnie Foxcon buduje ogromny biurowiec zaraz obok hotelu, w którym mieszkałem, a 200 metrów dalej trafiamy na przeogromny Apple Store wielkości, którego nie powstydziłby się duży Saturn czy Media Markt. Tak samo z butikami. Będąc z Barcelonie czy Lizbonie, myślałem, że tamtejsze butiki Louis Vuitton’a czy Gucciego są duże. Po zobaczeniu tych w dzielnicy Pudong, te europejskie nagle wydały się mikroskopijne. Salon Ferrari? Owszem – dwupiętrowy zaraz obok Gucciego. Luksusowe płytki? Jak najbardziej – wystarczy zajść do butiku Armani Roca. Może zegarek od Franka Mullera? Do wyboru do koloru – wystarczy wybrać jeden z kilkunastu stojących na wystawie w cenie jedynie 390 000 juanów (ok 195 000 zł).
Jeśli chodzi o zdjęcia to niestety nie miałem zbyt dużego pola do popisu z uwagi na brak czasu i brak…statywu, który najzwyczajniej nie zmieścił się do walizki. Wszystkie zdjęcia zrobiłem moim standardowym zestawem podróżnika czyli 5dmkII z 17-40 ;). Kilka z nich to panoramy, które nie dość, że robione w nocy to jeszcze z ręki ;).
Podsumowając…dość dużo podróżuje, ale jeszcze nigdy nie byłem tak daleko, w tak egzotycznym kraju, jakim są Chiny. Bardzo chciałbym tam wrócić i spędzić więcej czasu na zwiedzaniu, zobaczyć Pekin czy Hong Kong. Jestem przekonany, że każdy kto pierwszy raz trafia do Szanghaju jest podobnie zdumiony tym piekielnie zatłoczonym, niezawsze urodziwym, ale niesamowicie różnorodnym miastem. Jeśli nie macie co robić – pakujcie walizki – kierunek Szanghaj!
Na końcu wpisu znajdziecie również krótko wideorelację z wyjazdu :).
Wiem, wiem i przepraszam. Dostawałem od Was mnóstwo maili, wiadomości na GG i komentarzy z pytaniami kiedy pojawi się coś nowego. Ostatni okres
Tytułowe słowa najbardziej zapadły mi w pamięci z mojego ostatniego wyjazdu do Dubaju, bo tak nazywa się przystanek metra, na którym wysiadałem najczęściej.