Witajcie ponownie! Ostatnio u mnie na blogu sesje zdjęciowe przeplatają się ze zdjęciami z Dubaju, ale mam nadzieję, że nie jesteście znudzeni ani
No i stało się! Są nowe zdjęcia modowo-portetowe. Nie minęły 24 godziny od mojego posta „zdjęć mi się chce” na Facebooku, a ja już latałem z aparatami ;).
Na szczęście tej zimy, szczególnie we Wrocławiu mamy ładną wiosnę, poza kilkoma dniami mrozu. A ja owszem – lubię zimę, ale w górach a nie w mieście. Zawsze wiąże się to z odśnieżaniem samochodu, tonami błota i piachu niesionego do domu i wiecznie brudnych butów i samochodu. Zima w dużym mieście jest najzwyczajniej niepotrzebna i jeśli taka aura się utrzyma, będę naprawdę wniebowzięty :).
Dzisiejszy wpis poświęcę w dużej części sprzętowi, bo w końcu o to najczęściej pytacie w komentarzach i mailach. Poza tym na samych zdjęciach, nie ma właściwie żadnych udziwnień, ale po kolei…
Jak widać na moim blogu ostatnio co nie co się ruszyło, głównie za sprawą wielu wyjazdów. Niestety kiedy człowiek ma coraz więcej zleceń komercyjnych, tym bardziej ciągnie go na urlop po zakończeniu dużych projektów. Przynajmniej ja tak mam. Nawet jeśli mam jakieś wolne dni w weekend to po ciężkim tygodniu wolę przesiedzieć cały dzień w piżamie zabijając Chińczyków w Battlefield 4 lub zdobywać pierwsze miejsca w którejś z części NFS. Z resztą wolnego weekendu trzeba szukać u mnie ze świecą, bo ostatnie weekendy spędzałem w Gdańsku, Krakowie i Poznaniu, prowadząc warsztaty z fotografii kulinarnej razem z Olympusem. Swoją drogą to tę serię warsztatów uważam za bardzo udaną i jeśli tylko będzie szansa na powtórzenie Olympusowego roadshow, nawet przez chwilę nie będę się zastanawiał :).
Wracając jednak do sedna…
Z Kasią spotkałem się w południe przy przystanku Stadion Wrocław. Teoretycznie to najgorsza godzina do zdjęć, ale zimą słońce nie góruje tak wysoko, poza tym betonowe konstrukcje pozwalają na dowolną zabawę ze światłocieniem. Chcę ostre światło – robię kilka kroków w jedną, czy drugą stronę. Podobnie z szukaniem cienia. Poza tym na zdjęcia w tym miejscu miałem ochotę od bardzo dawna, tylko jak zwykle nie było czasu.
Modelka przyjechała juz w makijażu, więc pozostało nam dobranie stylizacji – miało być prosto, ale z delikatnym pazurem. Myślę, że połączenie rajstop, szpilek i body najlepiej wpisuje się w ten klimat. Kasia to tzw. modelka bezobsługowa – jeśli mówiłbym po chińsku, pewnie przywiózłbym podobne zdjęcia – delikatne sugestie zawsze skutkowały dokładnie tym, czego chciałem.
Podczas całej sesji nie używałem żadnej blendy, czy jakiegokolwiek dodatkowego wyposażenia. Samo miejsce, tak jak wspomniałem wcześniej, pozwala na bardzo duże możliwości kreowania oświetlenia, polecam!
W kwestii sprzętu było jednak całkiem ciekawie 🙂. Nie wiem czy pamiętacie, ale jakiś czas temu wrzuciłem na facebook’a zdjęcie Sigmy 35/1.4. Tak przeleżała ponad miesiąc w pokrowcu i każdego dnia czułem, że grzeszę nie robiąc nią zdjęć. Żeby było ciekawiej, dwa dni wcześniej dotarł do mnie Nikon Df (z obiektywem 50/1.8)- czyli chyba najładniejszy aparat, jakie dane było mi testować.
Sigma 35/1.4 to absolutnie genialny obiektyw – ostry od f/1.4, pięknie rysuje – jest dokładnie taki, jak sobie wyobrażałem – szybki, ostry, cichy i w ogóle superświetny – oficjalnie mój ulubiony. W połączeniu z Canonem 5D mark III sprawdza się rewelacyjnie.
Z kolei do Nikona Df ciągle nie mogę się przekonać. Nie da się ukryć, że to świetny aparat, bo połączenie wnętrzności z D610 z matrycą D4 daje bardzo dobre rezultaty, ale obsługa tego aparatu jest bardzo toporna. Wszystkie tarcze wyposażone są w blokadę, którą trzeba wcisnąć za każdym razem, kiedy chcemy zmienić któryś z parametrów. Ba! Żeby zmienić tryb, trzeba podnieść tarczę i następnie jakimś cudem wycelować w ten, który chcemy. Włącznik aparatu bez żadnego „cypelka”, czy przednie koło nastaw zamontowane tak, żeby przypadkiem nie było zbyt łatwo nim operować. Czy nie można było zaczerpnąć rozwiązania z Olympusa OM-D E-M1? Tam koła nastaw mają blokadę, ale możemy ją na stałe włączyć lub wyłączyć. Dlaczego tak bardzo drażni mnie to w Nikonie, skoro Canon też ma podobną blokadę? Ano dlatego, że w Canonie taka blokada jest jedna, a w Df aż 4! „Pure photography” przestaje być takie „pure” podczas gdy rzucamy pod nosem przekleństwami obsługę tego małego dzieła sztuki.
Mam jeszcze jedno „ale” – mianowicie wygląd zdjęć na ekranie. W 5D zdjęcia są kontrastowe, ostre, wyraziste. W Nikonie, mimo podobnej liczby punktów, brakuje tej canonowskiej wyrazistości. Na szczęście po zgraniu materiału na komputer, wszystko jest w najlepszym porządku i zdjęcia z obdywu puszek wyglądają bardzo podobnie. O dziwo, standardowy Nikkor 50/1.8 nawet na pełnej przysłonie jest odpowiednio ostry, więc na żadnym ze zdjęć nie przymykałem go ze względu na brak ostrości, a raczej na brak krótszego niż 1/4000s czasu.
W kwestii obróbki muszę przyznać, że fajnie było użyć wreszcie narzędzi retuszu, a nie jak w przypadku krajobrazów, zastosować ileś gradientów a potem kilka warstw dopasowania. Wreszcie w ruch poszły pędzle, łatki i temu podobne.
Od pewnego czasu zdjęcia obrabiam też na nowym komputerze, o który również często pytacie. Jakiś czas temu dokupiłem iMaca 27” – najtańszą wersję (i5 3.2ghz (do 3.6ghz) + 1TB HDD) doposażoną jedynie w 16GB RAM. O ile mój ponad dwuletni Macbook dawał radę przy owartych kilku PSD, o tyle po załadowaniu kilkunastu lub kilkudziesięciu RAWów do Photoshopa, najzwyczajniej się dławił. Nowa konfiguracja to nowa jakość obróbki. Jeszcze nie udało mi się go zdławić – nieraz pracowałem na nim obrabiając kilkugigabajtowe PSD bez żadnego zająknięcia. Do tego wielki monitor, przy którym 23” Full HD wydaje się być małe, a kiedyś wydawało się megaduże.
Do tego na szczęście Wacom niespecjalnie upomina się o tablet Cintiq 13HD, więc obróbka zdjęć na zestawie iMac 27 + Eizo 23” + Wacom Cintiq zamiast żmudnej pracy jest dobrą zabawą.
Co prawda na wielu forach można wyczytać, że ekran iMaca nie nadaje się do obróbki zdjęć, ale równie dobrze można powiedzieć, że np. Nikon D5200 nie nadaje się do robienia zdjęć. Pracując bez wykorzystania szerokiego gamutu nie mam do niego najmniejszych zastrzeżeń. Trzeba go tylko oprofilować, bo fabrycznie, jak to Mac, ma wywindowany kontrast. Na szczęście Color Munki w kilka minut potrafi go poskromić (dzięki notopstryk.pl za wypożyczenie!).
Na zdjęciach zdecydowałem się na chłodną kolorystykę – w końcu mamy zimę (sorry, taki mamy klimat). Balans bieli ustawiony na 3900K i voila! Do tego oczywiście drobna korekta cery, narzędzia D&B i czarno biała warstwa wymieszana w trybie łagodne światło. Nikon nakazał „pure photography” to starałem się nie nawydziwiać :).
Mam nadzieję, że zdjęcia przypadły Wam do gustu, więc zapraszam do komentowania!
Witajcie ponownie! Ostatnio u mnie na blogu sesje zdjęciowe przeplatają się ze zdjęciami z Dubaju, ale mam nadzieję, że nie jesteście znudzeni ani
W weekend na przełomie października i listopada wybrałem się z rodziną do Madrytu. Pomijając loty samolotem, których nie cierpię było naprawdę świetnie! Największe