Ostatnio dostałem zlecenie na wykonanie zdjęć w gabinetach stomatologicznych Illumina we Wrocławiu. Ciężko przedstawić coś, co automatycznie kojarzy nam się z bólem w
Mój ostatni wyjazd do Portugalii zaczął się sporym pasmem niepowodzeń… Zarezerwowałem bilety do Porto – Z Berlina przez Frankfurt. Podałem wszystkie dane, rezerwacja poszła. Ale przez moje roztrzepanie nie doczytałem maila zwrotnego, o czym dowiedziałem się…w na berlińskim Tegel. A w nim napisane, że rezerwacja owszem, zrobiona, ale nie pobrano pieniędzy z karty, i że trzeba to zweryfikować w ciągu 24 godzin. Tak więc zrobiłem sobie wycieczkę na berlińskie lotniska, bo chcąc kupić bilet na miejscu, zapłaciłbym ponad 1000 Euro i to w jedną stronę. Nieco rozbity wróciłem do domu, siadłem do komputera i na szczęście udało się znaleźć coś we w miarę przyzwoitej cenie. Co prawda trasa nie odpowiadała mi do końca, ale cóż…
Na zajutrz ruszyłem do Warszawy, nocleg u kuzynki i rano z Okęcia do Zurychu, a stamtąd do Lizbony. Żeby było ciekawiej, do Zurychu leciałem… OLT Expres ;). Na szczęście jedzenie na pokładzie było wyjątkowo mało paskudne i nie głodowałem cały dzień, bo zaraz po wyjściu z lotniska w Lizbonie pojechałem na dworzec, a stamtąd po 10 minutach odjeżdżał autobus do Bragi. To prawie 400 km, więc podróż zajęła 5.5 godziny, ale upłynęła naprawdę szybko. Dzięki Bogu autobusy mają Wi-Fi, więc nie padłem z nudów. Mimo wszystko dzień był dość mocno męczący, trzy stolice w 5 godzin to jednak za dużo ;).
Czekały mnie prawie dwa tygodnie zwiedzania, fotografowania i testowania. Dwa dni przed planowanym wyjazdem dostałem solidną paczkę, w której znalazłem Olympusa OM-D i E-PM2, do tego paski Carry Speed. Dzięki temu nie targałem ze sobą wszędzie Canona, choć wszystkie zdjęcia poniżej pochodzą właśnie z niego. Jak się okazało, paski Carry Speed, które przyleciały prosto z Szanghaju wcale nie śmierdziały chińszczyzną, a ich wykonania nie powstydziłoby się np. Lowepro. Do tego cholernie ułatwiły mi zwiedzanie. Mimo, że zestaw 5D z 17-40 waży prawie półtora kilo, w ogóle go nie czuć na ramieniu, bo cały zestaw nosi się jak torbę.
Tak jak wspomniałem, zwiedzałem głównie Bragę i Porto, ale na dwa dni przed odlotem do Warszawy pojechałem do Lizbony, żeby odwiedzić jeszcze kilka miejsc. Do Porto już dawno mnie ciągnęło, głównie za sprawą zdjęć znalezionych w internecie pokazujących most z miastem w tle. Niestety dostanie się z Polski do tego drugiego co do wielkości miasta w Portugalii jest dość trudne i często kosztowne. Nie rozczarowałem się, bo miasto jest właśnie takie, jak lubię. Niezbyt zadbane, ale nie można odmówić mu klimatu. Niby w Portugalii panuje niesamowity kryzys, ale po ludziach w ogóle tego nie widać. Dziadkowie zamiast w przychodniach, siedzą w kawiarniach, śmieją się, a nie biją rekordy hipochondryzmu. Sklepy z ciuchami i centra handlowe pełne, a niby ludzie pieniędzy nie mają. Owszem, jadąc przez Portugalię widać sporo opuszczonych budynków po firmach, podobnie jest nawet w centrach miast, ale po nastawieniu ludzi w ogóle.
Porto znane jest przede wszystkim z…Porto. Piłem to cholerstwo i do gustu mi nie przypadło. Może inaczej smakuje pite z kieliszka do kolacji, ale z butelki przy moście jego smak jest dyskusyjny. Kojarzycie stroje z Hogwartu w opowieściach o Harrym Potterze? Mają korzenie właśnie z Portugalii! Cała tradycja chrzczenia studentów odbywa się właśnie w takich strojach, jakie nosi na sobie Harry Potter.
U nas otrzęsiny raczej kojarzone są z jednym dniem mniej, lub bardziej poniżających zabaw. W Portugalii takie coś trwa aż rok! Studenci przez bity rok mają mocno przechlapane. Natomiast osoby chrzczące chodzą w tych strojach niemal non stop. Nie ważne gdzie się jest, czy w pubie o 3 w nocy, czy w centrum handlowym o 9 rano, jest niemal pewne, że spotka się kogoś z Harrego Pottera. Poza tym „kociaki” mają o tyle ciekawie, że nieraz zadania wykonywane są w środku nocy. Tradycja jest dość dziwna, ale co kto lubi ;).
W samym Porto niesamowite wrażenie robi również księgarnia, skąd JK Rowling czerpała inspiracje, i wiele analogii można znaleźć w jej książkach i ich ekranizacjach. Niestety w Livraria Lello obowiązuje zakaz fotografowania, więc więcej dowiecie się z tego linka. Wchodząc tam człowiek czuje się, jakby cofał się o 100 lat. Pieczołowicie przygotowane meble, tory do wózka z książkami, ozdobne schody – coś pięknego. Nic dziwnego, że Guardian nadał jej tytuł najpiękniejszej księgarni na świecie.
Mimo, że nie jestem fanem piłki nożnej, a jedyny mecz na jakim byłem to Grecja – Czechy, i tylko dlatego, że dostałem na niego bilety, to historia Euro 2004, które odbyło się w Portugalii jest dość ciekawa. Portugalia to dość małe państwo, a porwało się, żeby całe Euro zorganizować u siebie. Wszystko było ok, dopóki Euro trwało, ale wielkość miast, w których wybudowane zostały stadiony jest mocno dyskusyjna. Lizbona jest przecież niewiele większa od Poznania, Porto wielkości Częstochowy, a żadne inne miasto nie ma więcej niż 200 tys. ludności. Tak więc niemal wszystkie stadiony są na granicy upadłości. Np. ten w Faro ma 30 tys. miejsc, podczas gdy mieszkańców miasta jest całe 2 tys więcej. Jeden z klubów piłkarskich Porto zdecydował, że sam wybuduje jeden ze stadionów. Wszystko byłoby ok, gdyby klub nie splajtował i spadł do trzeciej ligi, a właścicielem stadionu nie został urząd skarbowy. Tak więc nie narzekajmy tak bardzo na nasze stadiony, bo jak widać, można zrobić to jeszcze gorzej niż w Polsce ;).
A zdjęciowo? Na wyjazdy zawsze biorę zestaw 5DmkII z 17-40. Lubię pokręcone kadry, krzywizny, megaszerokie kąty, więc ten set jest wprost stworzony dla mnie. Owszem, można by kupić Sigmę 12-24, ale wtedy na panoramach podziwialibyście moje brudne buty. Pomysł na zdjęcia był taki, żeby pokazać jak najwięcej, zdjęcia nie muszą być ambitne, ale mają cieszyć oko. To nie rys psychologiczny miejsc, w których byłem, a sporo kolorowych pocztówek. Większość zdjęć to panoramy łączone w całość w pTgui, potem wrzucane do Photoshopa i Color Efexa. Ostatnio złapałem się na tym, że zbyt dużo crossuję, niestety instagramowa woda uderzyła do głowy…więc tym razem nie było crossowania, a jedynie ocieplenie kolorystyki i delikatne podbicie kolorów. Nie mogłem się powstrzymać, żeby nie dodać do kilku zdjęć efektu tilt shift ;). Canon daje tak surowy obraz w rawie, że bez jego obróbki zdjęcia są cyfrowym odpowiednikiem albinosa ;). Wpis w ogóle dawno by się pojawił, ale moja matryca woła o pomstę do nieba. Jednak ponad dwa lata bez profesjonalnego czyszczenia zrobiły swoje. W sumie zawsze pracuję na przysłonach nie wyższych niż f/2.8, więc niespecjalnie mi to dokucza, ale przy krajobrazie, gdzie staram się nie schodzić poniżej f/8, zaczyna się robić hardkorowo. Tak więc każde zdjęcie musiałem gruntownie czyścić rysując na tablecie przeróżne kształty tych paprochów. Poniżej wrzucam zdjęcia z Porto, pod którymi znajdziecie jeszcze krótki (mam nadzieję) opis wizyty w Lizbonie i zdjęcia stamtąd :).
Potem czekały mnie dwa dni w Lizbonie i tym razem bezpośredni lot do Warszawy. W Lizbonie byłem już dwa razy, więc nie miałem napiętego planu zwiedzania. Raczej odwiedzenie najciekawszych miejsc, snucie się wąskimi uliczkami i duużo espresso.
Gdybym mieszkał w Portugalii, chyba nie miałbym ekspresu do kawy. Kawiarni jest więcej niż u nas Biedronek, a kawa kosztuje 50-70 centów. Pisałem już o tym dwa lata temu, ale nadal nie mogę wyjść z podziwu. Espresso jest za każdym razem świetne, szczególnie kiedy kawiarnia serwuje Deltę. Buondi również jest smaczna, ale Delta rządzi! Nie ważne czy piłem kawę w Pingo Doce, czy w porządnej kawiarni – zawsze było znakomita! Prawie każdy poranek zaczynałem od tytułowego zestawu, czyli kawy i torrady. A torrada to nic innego jak dwa kawałki grillowanego świeżego chleba tostowego z dodatkiem masła i soli. Niby nic, a cieszy :). Nie wiem czemu w Polsce za rzadko kiedy dobre espresso trzeba zapłacić między 6 a 7 zł – dużo rzadziej chodzę na kawę będąc w Polsce – w Portugalii byłem minimum dwa razy dziennie.
Sama Lizbona zrobiła na mnie nieco gorsze wrażenie niż 2 lata temu. Mimo, że miasto jest tak samo piękne, odpychające wrażenie robią wszechobecni bezdomni. Niemal wszędzie rozkładają kartony, snują się całymi grupami, zaczepiają przechodniów. Dziwne, że policja nie zatrzymuje nawet takich, którzy śpią na samym środku głównego placu.
Chodziłem głównie po centrum, ale odwiedziłem również Belem, z klasztorem Hieronimów, pomnikiem odkrywców i Torre de Belem na czele. Oczywiście szybka kawa z Pastel de Belem w najsłynniejszej kawiarni i do domu. Zdjęć tylko kilka, bo i pobyt krótki :). Nieco więcej informacji o samej Lizbonie znajdziecie w poście z poprzedniej wizyty w stolicy Portugalii.
Te dwa tygodnie spędzone w Portugalii były naprawdę świetne, podobnie jak sprzęt, który testowałem. Jeśli dostałbym dzisiaj telefon z propozycją pracy w Lizbonie jako fotograf, jutro odprawiałbym się na lotnisku :).
Ostatnio dostałem zlecenie na wykonanie zdjęć w gabinetach stomatologicznych Illumina we Wrocławiu. Ciężko przedstawić coś, co automatycznie kojarzy nam się z bólem w
To już trzeci raz kiedy odwiedzam Madryt. Środek lutego, w Polsce niemiłosiernie zimno, wieje, sypie śniegiem i w ogóle ble. Madryt ze względu