Już niebawem na blogu napiszę o:
– Zdjęciach beauty w domowym zaciszu
– Ring lighcie i łączeniu światła z żarówek ze światłem błyskowym
– Obróbce tego
Wreszcie zacząłem robić więcej zdjęć! Wreszcie mam trochę więcej wolnego czasu :)! Jakiś czas temu przeglądałem różne strony o ciekawych miejscach we Wrocławiu. Oczywiście nie chodzi mi o Pergolę, Ostrów Tumski czy Ogród Japoński, a nieco mniej oklepane, rzadziej pokazywane na zdjęciach. W końcu trafiłem na tor kolarski, który jest już dość mocno zapuszczony. Znajduje się przy ulicy Żmigrodzkiej, ale dojazd do niego nie jest taki łatwy o czym przekonałem się jadąc tam pierwszy raz, żeby go zobaczyć. Okazuje się, że trzeba go minąć, żeby potem do niego wrócić mniejszymi uliczkami. Samo miejsce jest w moim przekonaniu dość ciekawe i niecodzienne. Jeszcze nie trafiłem na sesję, która byłaby tam robiona. Duże wrażenie robi kąt, pod którym nachylone są zakręty, widać że siła odśrodkowa która działa na kolarzy podczas pokonywania zakrętów musi być naprawdę duża.
Do tego miałem ochotę na sesję w przezroczystym daszku, który udało mi się przypadkiem kupić ostatnio w Londynie, gdzie byłem na premierze Sony A77II i gali Sony World Photography Awards. Swoją drogą już wiem, że Londyn to miasto, które mam zamiar odwiedzić w niedalekiej przyszłości. Spodziewałem się tłocznej, niezbyt czystej metropolii, tymczasem to piękne, ogromne miasto. Jedno z ładniejszych, w których do tej pory byłem. Mimo, że zobaczyłem tylko okolice hotelu, czyli głównie Oxford Street, a resztę zabytków podziwiałem albo z autokaru, albo z promu to już wiem, że na pewno tam wrócę! Ale do rzeczy…
Tak więc sesja miała być w daszku, no i była :). Pogoda, mimo że kapryśna to dopisała. Raz świeciło ostre słońce, za chwilę przykrywała je gruba warstwa chmur, które po kilku minutach je odsłaniały i tak w kółko. Lubię takie warunki, bo nie jest monotonnie – raz można wykorzystać słońce, innym razem cień, stojąc tak naprawdę w tym samym miejscu. Do zdjęć pozowała Agata – kolejna modelka bezobsługowa. O ile dość często mówię jak dziewczyna ma pozować, to tu mogłem skupić się na gadaniu o jakichś pierdołach, a zdjęcia same wychodziły :).
A jak robiłem zdjęcia? Na sesję zabrałem ze sobą Canona 5DmarkIII z obiektywami 35/1.4, 50/1.8 i 85/1.8, do tego Instaxa Mini. Miałem ochotę na zdjęcia z dość szerokim kątem – z resztą jak widać po zdjęciach 35/1.4 jest w tym momencie wiodącym szkłem przy tego typu zdjęciach. Sigma naprawdę daje radę i bardzo możliwe, że będę się przymierzał do 50/1.4. Moją Canonowską pięćdziesiątkę mam w sumie z grzeczności, ale na bloga mogę nią z powodzeniem robić zdjęcia bo i tak nie widać jak zdarza się nie trafić z ostrością (choć raczej zdarza to jej się trafić, a nietrafianie jest raczej normą). 85/1.8 też całkiem lubię, choć chyba coraz mniej. Wolę krótsze ogniskowe, a jeszcze 2 lata temu 85 mm było dla mnie krótkie. Jak tak dalej pójdzie to będę robił zdjęcia Sigmą 12-24, a 35mm będzie u mnie robiło za tele ;). Lubię ten zestaw obiektywów, szczególnie że każdym z obiektywów można osiągnąć małą głębię ostrości. Jeśli Sigma wypuści jeszcze 85/1.4 serii Art, na pewno się na nią skuszę.
Do doświetlenia sceny wziąłem ze sobą lampę Phottix Mitros+ z nadajnikiem Odin. Pierwsze testy robiłem podczas ostatniej sesji, ale pogoda była wtedy tak paskudna, że wszyscy czekaliśmy, żeby załadować się do samochodu i jechać do studia. Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem jakie postępy zrobił Phottix w ostatnich latach. Sama lampa wygląda bardzo podobnie do Canonowskiej 580EXII. Największe różnice znajdziemy na wyświetlaczu, który jest graficzny, przez co zmiana parametrów jest bardzo prosta. Kiedy dostałem Mitrosa+ do testów, zorientowałem się, że nigdy głębiej nie grzebałem w ustawieniach 580EXII. Zaraz potem zorientowałem się dlaczego…przecież wszystkie funkcje cFn opisane są jedynie cyferkami i żeby cokolwiek zmienić trzeba mieć przy sobie instrukcję obsługi, albo nauczyć się jej na pamięć. Plusem tej lampy jest również wbudowany nadajnik i odbiornik Odin. W tej konfiguracji Mitros+ pracował w trybie odbiornika, a wyzwalany był przez nadajnik Odin wpięty na sanki aparatu. To dobre rozwiązanie, bo funkcjami lampy sterujemy z poziomu wspomnianego nadajnika, dzięki czemu nie trzeba wchodzić do menu aparatu. Największą zaletą tego zestawu jest jednak przeniesienie TTL i HSS. Dzięki temu mogłem robić zdjęcia przy 1/4000 i 1/8000s bez żadnego problemu. To lubię w lampach systemowych – mogę mieć małą głębię ostrości, widoczny błysk i nie muszę przejmować się parametrami.
Ja zdecydowałem się nie używać żadnych modyfikatorów na lampę. Lubię twarde światło i bardzo pasowało mi do tej sesji. Niestety tylko kilka zdjęć zrobiłem przy użyciu lampy, bo jak się okazało, wziąłem ze sobą prawie rozładowane baterie (cały ja), niemniej jednak do momentu, kiedy wszystko działało – byłem bardzo zadowolony z działania Mitrosa+. Chyba największym plusem jest mobilność zestawu i jego niska waga. Lampa przypięta do statywu Quantuum 200cm ważyła pewnie około 2kg, więc właściwie tyle co nic.
Do modyfikowania światła użyłem też niewielkiej srebrnej blendy 60×90, którą nazywam blendą samochodową, bo zawsze mam ją w aucie. Jej rozmiar jest o tyle wygodny, że w wielu sytuacjach sam mogę ją przytrzymać jedną ręką. Wygodnie mogę ją też oprzeć o statyw. Jednak z blendą trzeba uważać, szczególnie kiedy świeci słońce. Po pierwsze bardzo łatwo wypalić modelce oczy, a po drugie rzadko kiedy efekt pełnego doświetlenia blendą wygląda dobrze. Lepiej blendę oddalić od modelki i rzucać na nią jedynie delikatne bliki, niż łapać całe światło i kierować na twarz.
A jak obrabiałem? Jak zwykle dość prosto, bez wielkich fajerwerków. Kolorowe zdjęcia potraktowałem najpierw delikatnym cross-processingiem z Color Efex 4 (metoda L03), następnie użyłem narzędzia koloru selektywnego, w którym pracowałem głównie na karmazynach i żółciach. Dzięki temu uzyskałem taką, a nie inną kolorystykę. Następnie zwiększyłem kontrast warstwą czarno biały wymieszaną w trybie łagodne światło. Oczywiście zacząłem od korekty skóry metodą frequency split :), a obróbkę skończyłem na D&B na neutralnej warstwie. Na zdjęciu, gdzie widać niebo, postanowiłem zmienić delikatnie jego kolor przy użyciu narzędzia zmiany barwy. Z kolei zdjęcia czarno białe to zasługa głównie Silver Efex 2 i jednego ze standardowych presetów :).
A już niebawem na blogu pojawi się krótka relacja z zimowego urlopu w Atenach i pewnie sesje, na które mam już pomysły. Bądźcie czujni :)!
Już niebawem na blogu napiszę o:
– Zdjęciach beauty w domowym zaciszu
– Ring lighcie i łączeniu światła z żarówek ze światłem błyskowym
– Obróbce tego
Sierpień to chyba najbardziej pracowity miesiąc wszystkich fotografów. Wszystko przez „R” w nazwie miesiąca, i nagle życie fotografa zmienia się o 180 stopni.