Dawno na moim blogu nie było żadnej sesji z modelką w roli głównej, więc wypada nadrobić zaległości :). Sesję udało mi się zrobić
Przerwa świąteczna to dobry czas, żeby nadrobić zaległości blogowe. Ostatnio opisywałem sesję robioną w środku lata, ale dziś mam do pokazania znacznie świeższy materiał. Realizowałem go na potrzeby poradnika, w którym pokazywałem w jaki sposób można wykorzystać dwie proste lampy studyjne w domu i osiągnąć ciekawe efekty. Jestem autorem serii poradników na temat lamp błyskowych, które realizuję na fotoblogii wspólnie z marką Quadralite. Któregoś razu, rozmawiając z Marcinem Woźniakiem (Quadralite), zasugerował żebym przygotował właśnie tego typu poradnik, aby pokazać czytelnikom, że mając zestaw za 1200 zł, możemy wyczarować coś ciekawego. Podjąłem wyzwanie, szczególnie że z lamp Quadralite (wcześniej Quantuum) korzystam od wielu lat i nie mogę powiedzieć o nich złego słowa, szczególnie patrząc przez pryzmat stosunku jakości do ceny. Do zdjęć zaprosiłem Monikę, którą poznałem przy okazji zdjęć w Pro Academy. Robiliśmy też testy w SPP Models, jak również pracowaliśmy wspólnie przy niektórych warsztatach z fotografii portretowej. Cel zdjęć był prosty – zrealizować zdjęcia, który niemal każdy może powtórzyć u siebie, nie ruszając się z domu.
Tradycyjnie zaczęliśmy od kawy, potem szybki wybór ciuchów i poprawki makijażu. Miało być do bólu prosto, z resztą nie jestem zwolennikiem zaawansowanych stylizacji – wolę typowo testowe ciuchy, czyli duże swetry, które można założyć na tysiąc sposobów, koszule, ewentualnie body. Do bliższych portretów zawsze sugeruję modelkom, żeby zabrały koszulkę, która może odsłonić ramiona i biustonosz bez ramiączek, który powodowałby odciśnięcia i przebarwienia na ramionach. Lepiej też dobrać leginsy zamiast jeansów rurek – z tego samego powodu. Szef jeansów zawsze odciśnie się na całej nodze, a to kolejne minuty spędzone w Photoshopie. Tak więc po kawie wybraliśmy ciuchy i przeszliśmy do zdjęć. Przez te dwie godziny bohaterem odcinka był mój kot, który non stop wchodził w kadr prezentując swój zad. Nie miałbym nic przeciwko zdjęć z kotem, ale fotografowanie tego, co ma pod ogonem do najciekawszych nie należy.
Do zdjęć wykorzystałem część mieszkania – głównie duży pokój połączony z przedpokojem i kuchnią. Najbardziej lubię fotografować w okolicach dużego okna balkonowego, ale bliższe portrety zrobiłem na tle gładkiej ściany w przedpokoju i przy kuchennym stole. Nie będę opisywał wszystkich setupów oświetleniowych, ale opisałem je na Fotoblogii. Zdjęcia robiłem od około 15, co w grudniu oznacza mocną szarówkę. Nie chciałem jednak od razu godzić się z ponurym klimatem zdjęć, więc lampami zasymulowałem wcześniejszą godzinę. Zrobiłem to w bardzo prosty sposób, wystawiając jedną lampę ze srerbną parasolką na balkon. Światło było zmiękczane przez tiulowe firanki i ewentualnie szare zasłony. Musiałem jednak zrównoważyć oświetlenie wpadające zza okna, bo fotografując z oknem w tle, Monika ginęła w cieniu. Odpaliłem więc drugą lampę z softboxem i nią doświetlałem modelkę. Najważniejsze było dobre zbalansowanie mocy obu lamp, ale po kilku próbnych zdjęciach wszystko było tak, jak trzeba.
Zdjęcie, które robiłem od strony okna z mieszkaniem w tle, zrobiłem w inny sposób. Tu głównym światłem była lampa na balkonie świecąca zza zasłony. Problemem było mieszkanie ginące w mroku. Nie chciałem jednak zapalać świateł w mieszkaniu – mieszanie światła błyskowego z LED’ami, halogenami i żarówkami energooszczędnymi mogłoby się okazać piekłem fotografa, więc wnętrze oświetliłem drugą lampą. Chcąc jednak uzyskać cieplejszy klimat całego zdjęcia, do softboxa włożyłem arkusz filtra CTO, a następnie softbox skierowałem na sufit. Taki manewr spowodował, że Monika jest oświetlona światłem 5500K, a mieszkanie 2800K, co spowodowało że modelka jest poprawnie oświetlona, a tło jest przyjemnie ciepłe – a to tylko kawałek pomarańczowej folii.
Jeszcze jednym, ciekawym sposobem na zdjęcia jest wykorzystanie białego stołu. Codziennie jem przy nim posiłki, ale tym razem posłużył za blat i zarazem za blendę. Zdjęcie na czarnym tle zrobiłem wykorzystując czarną część dużej blendy, którą ustawiłem za Moniką, natomiast z białym – rozbierając blendę i świecąc lampą od tyłu na płaszczyznę dyfuzyjną. To wręcz banalne sposoby, a efekty są całkiem niezłe, szczególnie patrząc przez pryzmat warunków, w których robiłem zdjęcia. Zrobienie wszystkich zdjęć zajęło nam niespełna dwie godziny, a w tym czasie naliczyłem minimum 10 różnych ustawień światła, które posłużyły do zrobienia zdjęć. Można ;)?
Jak ze sprzętem? Pewnie nikogo nie zdziwię, pisząc że fotografowałem Olympusem PEN-F. Przy pracy z lampami był o tyle pomocny, że podczas pierwszych zdjęć musiałem balansować błysk z resztkami światła zastanego, a mając podgląd ekspozycji na żywo, było to zdecydowanie łatwiejsze. Do tego pewnie po raz setny napiszę, że wykrywanie twarzy i oka to chyba najbardziej genialna sprawa z bezlusterkowcach. Odsetek nieostrych zdjęć jest minimalny, a podczas fotografowania nie muszę się skupiać na wyborze punktów AF, bo tę robotę odstawia za mnie aparat. Do tego korzystałem z dwóch szkieł – najnowszego M. Zuiko Digital 25 mm f/1.2 PRO i 45 mm f/1.8. Pierwszy z nich trafił do mnie kilka tygodni temu i jest naprawdę rewelacyjny. Ostry od f/1.2 i piekielnie ostry od f/1.4. Do tego właściwie nie ma wad optycznych – ani za bardzo nie winietuje, nie ma dystorsji i aberracji. Do tego jest uszczelniony i co najważniejsze – naprawdę ładnie rysuje. Wiele osób twierdzi, że do portretu nadaje się jedynie pełna klatka. Ciężko mówić, że matryca pełnoklatkowa jest zła, ale nowe 25 mm w połączeniu z Mikro Cztery Trzecie naprawdę daje radę! Mam nadzieję, że Olympus za jakiś czas wypuści jeszcze 45 mm f/1.2, co przydałoby się w plenerze. Drugim obiektywem był poczciwy 45 mm f/1.8, który jest chyba najbardziej udany w całym systemie. Jest miniaturowy, bardzo ostry od f/1.8 i świetnie rysuje, a do tego kosztuje 1200 zł. Dwudziestką piątką robiłem głównie nieco szersze plany – nie mam zbyt dużo miejsca w pokoju, a nie chciałem robić przemeblowania, więc odpowiednik 50 mm sprawdził się idealnie. Czterdziestki piątki używałem głównie przy bliższych portretach, a na 60 mm f/2.8 Macro nie miałem miejsca, mimo że do bliskich portretów lubię też tę dłuższą ogniskową. Jeśli chodzi o lampy to tak, jak wspomniałem na początku – korzystałem z Quadralite, a konkretnie dwóch Move 300 ze srebrną parasolką i softboxem 60×90, a także zestawem filtrów od Bowensa. Za 1200 dostajemy naprawdę świetny zestaw lamp do różnego rodzaju fotografii – lampy są niewielkie, do wielu sytuacji wystarczająco mocne, szybkie, a dzięki zestawowi Quadralite Navigator – bardzo wygodne w obsłudze.
Co z postprodukcją? Jak zwykle nie było jej zbyt dużo. Z resztą tym razem, zgodnie z obietnicą prawie wszystko pokazuję na filmie speedretouch. Pominąłem jedynie czyszczenie skóry z włączoną czarno-białą warstwą pomocniczą, bo niestety modelki by się na mnie poobrażały, gdybym pokazywał tę część, kiedy uwydatniam wszystkie niedoskonałości. Obróbkę zacząłem od Capture One 10, który radzi sobie z RAWami z PENa-F i po raz kolejny muszę przyznać, że kolory z Capture One są po prostu lepsze. Skóra jest ładnie nasycona, bardzo naturalna i czysta. Lightroom co prawda również daje podobne rezultaty, ale dopiero po oprofilowaniu i kilku innych zabiegach. W Capture One wygląda dobrze od razu po zaimportowaniu. Tu jednak Skandynawowie robią kawał dobrej roboty. W Capture One wywołałem RAWy, zadbałem o kolor skóry i delikatny grading. Następnie zdjęcia trafiły do Photoshopa, gdzie standardowo zacząłem od korekcji skóry, wyrównania przejść tonalnych, następnie użycia narzędzi Dodge & Burn, a następnie ostatecznego podniesienia kontrastu i gradingu. Z resztą tu nie będę się bardzo rozwodził – wszystko macie na filmie, trzeba się będzie tylko przeprosić z przyciskiem pauzy i wszystko będzie jasne :)!
Jestem także w trakcie przygotowywania artykułu o archiwizacji danych po mojemu, więc stay tuned! A jak macie jakieś pytania jeszcze przed publikacją – śmiało!
Dawno na moim blogu nie było żadnej sesji z modelką w roli głównej, więc wypada nadrobić zaległości :). Sesję udało mi się zrobić
Znowu muszę się tłumaczyć dlaczego tak dawno nie umieszczałem żadnego wpisu na swoim blogu. Nie lubię się przed nikim tłumaczyć, ale dostałem od