Patrycję poznałem ponad rok temu. Zaprosiłem ją na pierwsze warsztaty organizowane w moim studio, potem współpracowaliśmy przy jeszcze dwóch warsztatach, ale nigdy nie
To już trzeci raz kiedy odwiedzam Madryt. Środek lutego, w Polsce niemiłosiernie zimno, wieje, sypie śniegiem i w ogóle ble. Madryt ze względu na swoje położenie też do najcieplejszych miast Europy w ciągu zimy nie należy, ale 12 stopni w cieniu złym wynikiem nie jest. Zależało mi przede wszystkim na odpoczynku, pospacerowaniu i braku konieczności odpisywania na 1000 maili dziennie. Częściowo się udało, bo trzeciego dnia zaczęło działać Wi-Fi i bez odpisywania na maile się nie obeszło ;).
W Madrycie byłem również rok wcześniej, ale ze względu na dość mizerną pogodę nie zrobiłem zbyt dużo zdjęć. Cały czas media trąbią o kryzysie w Hiszpanii, wielkim bezrobociu, i że w ogóle Hiszpanie są biedni jak myszy kościelne. Owszem, trochę ludzi na Puerta del Sol strajkuje, wiecznie łazi z jakimiś transparentami, żebraków również nie brakuje, ale ludzi w sklepach nie brakuje. W porównaniu z poprzednim rokiem, kiedy kryzys był bardziej widoczny, w tym roku już zdecydowanie mniej. Na wystawach prężą się manekiny Gucciego, Diora czy Hermesa, Rolexy aż biją po oczach i generalnie po większości ludzi kryzysu nie widać. Jeśli poziom życia spadł, to i tak żyją na wyższym poziomie niż my.
W Madrycie nie musiałem już obejść wszystkich „must see”, bo w ostatnich latach zwiedziłem Prado, Reinę Sofię i inne tego typu atrakcje, a w tym roku zależało mi bardziej na bezstresowym spacerowaniu po stolicy Hiszpanii. W ogóle z Madrytem jest o tyle śmiesznie, że mimo, że to tak wielkie miasto większość najciekawszych „atrakcji” jest na tyle blisko, że bez problemu można przejść je na piechotę. Może nie wszystkie jednego dnia, ale mając główny plac Puerta del Sol jako miejsce wypadowe, w 15-30 minut dojdziemy do wspomnianego Prado, Reiny Sofii, muzeum Thyssena, Parku Retiro, na Gran Vię, do Zamku Królewskiego czy świątyni Debod. Dzięki temu można oszczędzić na metrze. Ale nie będę przynudzał o moich spostrzeżeniach z Madrytu, który bardzo lubię, a powiem coś więcej o zdjęciach.
Muszę przyznać, że nieco przejadły mi się panoramy i zdecydowałem się na zrobienie zdecydowanie większej ilości zdjęć nieco dłuższym szkłem. Bardziej niż zwykle skupiłem się na ludziach, choć ich również fotografowałem przy 10mm :). Oczywiście bez panoram się nie obeszło, ale już nie w takiej ilości jak w Portugalii. Do bagażu podręcznego upchnąłem Nikona D5200 z Nikkorem 10-24 i Canona 5D mark II z Tamronem 70-200/2.8 VC USD.
Nikon zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie – obiektyw również przyjemnie dla oka rozciągał krawędzie, choć nie grzeszył ostrością. To, co przypadło mi go gustu w tym małym Nikonie to fakt, że praktycznie nie ciążył w ręce i łatwość obsługi. Z resztą cały test przeczytacie o obejrzycie na fotoblogii :).
Do Canona zapiąłem wspomnianego Tamrona i muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem działania tego zestawu. Zawsze mówiło się, że Canon nie dogaduje się z Tamronami czy Sigmami, ale producenci niezależni w ostatnich czasach naprawdę odrobili lekcje. Jestem raczej z tych, co chcą wyciągnąć to, co kupili z pudełka, podłączyć i ma działać. Po prostu nie cierpię bawić się w jakieś konfiguracje, samouczki a instrukcja obsługi to zło konieczne. Jakby przyszło mi odsyłać Tamrona z aparatem do serwisu pewnie zalałaby mnie krew. Ale po podpięciu go do aparatu nie ma żadnych problemów z autofokusem, ba – chodzi szybko i celnie, nawet ze starym 5d mkII, który praktycznie nie ma autofokusa, działa sprawnie ;). Nie należę również do osób, które kochają bojówki, kamizelki fotograficzne czy wielkie plecaki foto, więc owszem – Tamrona czuć, ale po zapięciu do Carry Speed nie dawał się we znaki. Jeśli wynajdą kiedyś 70-200/2.8, które będzie ważyć 500 gramów i nie będzie kosztować 15 000 zł – jestem pierwszy w kolejce ;). W każdym razie podczas tego wyjazdu ogniskowa 70-200 jak najbardziej przypadała mi do gustu. Czasem łapię się, że chcę pokazać wszystko, co mnie otacza, ale rzadko skupiam się na szczególe – tym razem jest trochę jednego i drugiego. Tamron zrobił ogromny krok naprzód, bo wreszcie dostajemy gotowy produkt, który po prostu działa po zapięciu do aparatu, do tego świetnie rysuje, jest ostry i szybki. Cena 6000 zł nie jest niska, ale w porównaniu do Canona 70-200/2.8 IS II, który kosztuje grubo ponad 2500 zł więcej wydaje się być prawdziwą okazją.
Nie rozpisuję się więcej, ale zdradzę że mam już materiał na kolejny wpis no i widzimy się w Łodzi na targach Foto Video :)!
Patrycję poznałem ponad rok temu. Zaprosiłem ją na pierwsze warsztaty organizowane w moim studio, potem współpracowaliśmy przy jeszcze dwóch warsztatach, ale nigdy nie
Wreszcie zacząłem robić więcej zdjęć! Wreszcie mam trochę więcej wolnego czasu :)! Jakiś czas temu przeglądałem różne strony o ciekawych miejscach we Wrocławiu.